czwartek, 2 lutego 2012

#10 Martwa Strefa

igawas.files.wordpress.com



#10 Stephen King - Martwa Strefa (fragment) [ 7:37 ] | Download


Stephen King mówi o sobie, że jest literackim McDonaldsem, ale mnie bardzo odpowiada (w Macu od czasu do czasu też można mnie zobaczyć, ah ta guilty pleasure!). Do tego stopnia pasuje mi jego pisanie, że któregoś popołudnia postanowiłem przeczytać wszystkie jego książki i opowiadania. Zadanie karkołomne, zważywszy na płodność autora (bibliografia liczy nieco ponad 60 pozycji!). Niemniej czytając od 2009 roku mam już za sobą połowę. King zaszufladkowany został jako twórca horroru. Jedna ze scen w Family Guy'u przedstawia Kinga na rozmowie ze swoim wydawcą. Mowa jest o pomyśle na kolejną książkę. W pewnym momencie pisarz podnosi lampę ze stołu, tłumacząc, że to będzie książka o krwiożerczej lampie. "Przyznaj się" - kwituje agent - "Nawet ci już nie zależy, prawda?".

I faktycznie biorąc rzecz przekrojowo, Stephen King brał na warsztat absurdalne tematy. Mordercze samochody, duchy zamykane w pudełkach, łyse doktorki o nadprzyrodzonych mocach, miasta zamykane przez kosmitów pod kopułami i wiele innych. U Kinga straszyło już chyba wszystko, co mogło się narodzić w głowie pisarza. Niemniej, mimo całej absurdalności niektórych rozwiązań, istotne jest coś innego. Wymienione zabiegi, źródła grozy, odbierałem zawsze jako preteksty do ukazania tego w czym King jest najlepszy. A najlepszy jest w opisywaniu postaci oraz relacji między nimi. W budowaniu małych społeczności, jak w Miasteczku Salem, TO, Sklepiku z Marzeniami czy Pod Kopułą. Tam najskuteczniej wbija w fotel, nie pozwala się oderwać, pogrąża czytelnika w fabule, utożsamia z bohaterami.

King świetny jest również w opisywaniu relacji 1:1, wyłączając aspekt grupy. Tak jest w Martwej Strefie (którą mógłbym spokojnie umieścić w pierwszej trójce moich ulubionych książek tego autora). Tutaj koncentrujemy się bardziej na historii pary zakochanych w sobie ludzi, których rozdzieliły wyjątkowe zdarzenia. Młody nauczyciel Johnny Smith uważa się za człowieka szczęśliwego. Ma ukochaną dziewczynę, jest lubiany przez uczniów i jest przekonany, że w życiu nie spotka go nic złego. Jednak pewnego dnia w wyniku groźnego wypadku samochodowego zapada w śpiączkę. Kiedy budzi się po prawie pięciu latach, z niepokojem odkrywa w sobie niezwykły dar - widzi przeszłość i przyszłość innych ludzi. Johnny potrafi przewidzieć dosłownie wszystko, niekiedy więcej, niżby sobie życzył. Niezwykły talent staje się dla niego przekleństwem (opis dystrybutora).

Książka jest spójna. Każde wydarzenie i postać mają swoje znaczenie i konsekwentnie prowadzą nas do dramatycznego finału. Nie ma tym razem rozwlekania tematu, niepotrzebnych dywagacji, czy schodzenia na manowce. Proporcje są świetnie wyważone. Postaci są budowane konsekwentnie i dokładnie. Autorowi udało się również uniknąć ckliwości, zwykle nieuniknionej w przypadkach wątków miłosnych.

w 1984 roku David Cronenberg dokonał ekranizacji. Do tych King szczęścia jakoś nigdy nie miewał (poza nielicznymi wyjątkami) i tym razem jest podobnie. Oglądając ten film, miałem wrażenie, że reżyser skoncentrował się nie na tych wydarzeniach, które stanowią o doskonałym klimacie książki. Tutaj wszystko jest nie tak. Brakuje większości scen, za którą cenię tak bardzo Martwą Strefę. Poza Christopherem Walkenem oraz Martinem Sheenem - aktorsko rzecz również nie prezentuje się najlepiej.

Książka towarzyszyła mi (jak to zwykle bywa) w pociągu. To najlepsza forma czytania, jaką mogę sobie wyobrazić. W tamtym czasie (rok 2009) dużo podróżowałem, stąd też było wiele okazji by zanurzyć się w tę opowieść, w towarzystwie przyjemnego stukotu kół.

Jeśli chcecie przeczytać w życiu tylko jedną książkę Stephena Kinga, przeczytajcie Martwą Strefę. Dźwięk stukotu kół możecie nagrać na taśmę i puścić sobie w tle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz