poniedziałek, 20 sierpnia 2012
#26 Prometeusz
Odkąd twórcy kina władają najnowocześniejszą techniką budowania światów i przedstawiania ich w najbardziej (nie)wiarygodny sposób, wszystko podawane jest widzowi na tacy. Odkąd wszystko, co tylko wymyślą może się pojawić na ekranie z dbałością o precyzję każdego szczegółu, nie muszą już ukrywać mankamentów w cieniu, grać światłem i emocjami bohaterów.
Paradoksalnie, takimi zabiegami budowano napięcie i atmosferę tajemnicy w filmie Alien z 1979 roku. Bestia pojawia się na ekranie na kilka urywków sekund. Widzimy ją być może raz, dwa razy. Resztę uzupełniają klaustrofobiczne pomieszczenia, strach przed nieznanym złem, garstka ludzi, którzy wierzą aż do ostatniej chwili, że są jeszcze w stanie kontrolować sytuację. Inna rzecz, że seria o obcych była w zamierzeniu po prostu rozrywką - horrorem z elementami kina akcji, bez pretensji do bycia czymś więcej. Prometeusz Ridleya Scotta ma wyższe aspiracje. Chce odpowiadać na filozoficzne pytania - skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy. Pragnie obalić podejścia ewolucjonistów i kreacjonistów jednym kamieniem. Dowiadujemy się w końcu, że te same istoty, które stworzyły ludzkość tysiące lat temu, teraz chcą tę ludzkość uśmiercić za pomocą broni biologicznej, której nawet sami nie potrafią kontrolować. Dlaczego chcą nas zgładzić? Czy stworzenie nas było błędem? Nie wiemy. Dostajemy więcej pytań niż odpowiedzi. W sumie odpowiedzi nie dostajemy żadnych. W zamian, na koniec, dostajemy środkowy palec: " chcecie odpowiedzi? Wróćcie do kina na kolejne części".
W tym filmie wiele rzeczy jest nie tak. Przede wszystkim stare pomysły przepuszczono przez maszynkę do mięsa, podrasowano efektami komputerowymi i poddano gruntownemu recyklingowi. To wszystko już było, i było zrobione dużo lepiej. To tak jakby stary pomysł opakować w nowe pudełko z masą bajerów i holograficznymi projekcjami. To nic, że piękne zdobienia rozwalają się już po kilkunastu minutach. To nic, że film ma dziury, a rozwiązania fabularne są naciągane i momentami po prostu śmieszne. Całość sprawia wrażenie, jakby Scott oryginalnie przygotował o wiele dłuższy film, trwający kilka godzin i dopiero wytwórnia przycisnęła go, by rzecz skrócił do formatu kinowego. Dlatego wiele wątków jest niewyjaśnionych, a całośc przypomina zbitkę przypadkowych pomysłów. Może kiedy wyjdzie Director's Cut, nagle się okaże, że to wszystko ma sens?
Mimo wszystko, nowy film Ridleya Scotta to ciekawa rozrywka (jeśli uodpornić się na bzdury i dziury). Zobaczcie choćby dlatego, że projekt jest doskonale wykonany wizualnie. Miło jest znów przespacerować się po znanych miejscach - statku kosmicznym czy obco-wyglądających jaskiniach. Zobaczyć genialną robotę szwajcarskiego surrealisty H.R. Gigera, który znów spisał się wyśmienicie. Kiedyś, jeden z muzyków Emerson, Lake and Palmer, powiedział o nim, że to taki gość, u którego w domu nawet nie jesteś w stanie spokojnie skorzystać z wychodka, bo obawiasz się, że ze za moment coś wyjdzie ze ściany i cię zdławi... Co jeszcze..? Hmm. Na pewno wyborny popis Michaela Fassbendera, grającego androida Davida. Pozostałe postaci są raczej jednowymiarowe. Tak, nawet Noomi Rapace i Charlize Theron! Poza tym, Prometeusz (biorąc pod uwagę uniwersum Aliena) jest o wiele lepszy od AVP i AVP2. Choć w sumie... 8latek wyreżyserowałby lepsze filmy niż Anderson, więc to właściwie żaden argument. Wygląda na to, że szukam na siłę pozytywów, bo przez dłuższy czas po wyjściu z kina trudno mi było przyznać przed sobą, że nie było tak, jak sobie wyobrażałem że będzie.
Największy problem Prometeusza jest taki, że próbuje odpowiedzieć na pytania, które Ridley Scott postawił trzy dekady temu. Czym jest obcy? Kim są jego twórcy? Skąd pochodzą? Co chcieli osiągnąć? Od tego czasu kilka pokoleń zdążyło odpowiedzieć na te pytania na własny sposób za pomocą WYOBRAŹNI, czyli tego, na co wydaje się nie być już miejsca we współczesnym kinie sci-fi. Powstało tysiące fanowskich publikacji nawiązujących do Ósmego pasażera Nostromo. Obcy stał się inspiracją dla wielu. Patrząc choćby na to dziedzictwo, łatwo jest odświeżyć starą jak świat konkluzję: niektóre rzeczy powinno się po prostu pozostawić w spokoju, i w takim kształcie, w jakim funkcjonowały w wyobraźni kilku pokoleń.
6/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)