wtorek, 30 października 2012

#28 Dark Knight Rises

Dark Knight Rises Christophera Nolana to sprawnie zrealizowane kino akcji. Szybszy, głośniejszy, bardziej intensywny niż jego poprzednik. Muzyka pompuje emocje, narasta, co w połączeniu z wydarzeniami obserwowanymi na ekranie, sprawia, że widz jest trzymany przez większość seansu na brzegu siedzenia.

Dark Knight z 2008 roku kręcił się wokół Jokera. Właściwie od początku do końca był to film o Jokerze. Heath Ledger skradł całe show dla siebie. Natomiast ciężar DKR rozkłada się równomiernie na wszystkie postaci. Tu każdy odpowiada za jakiś element, który nadaje fabule biegu. Jest Robin, Gordon, Thalia, Bruce Wayne, Bane, Alfred, Catwoman. I wszystkie te postaci mają równorzędne oddziaływanie na tę historię.

Kiedy w 2006 roku świat obiegła wiadomość, że Heath Ledger będzie grał Jokera, w Internecie huczało od komentarzy typu: ah, nie! On się nie nadaje! Ale Ledger okazał się genialny. To samo było z Anne Hathaway, która budziła wątpliwości typu: to ta dziewczyna grająca w durnych komediach? coo??. Anne jednak, na przekór hejterskiemu grajdołowi, okazała się absolutnie zjawiskowa w roli Catwoman, choć pewnie nie ma szans na detronizację kanonicznej Michelle Pfeiffer z Batman Returns z 1992 roku. Wartym podkreślenia jest fakt, że Anne nie nosi tutaj wyzywającego kociego kostiumu, jakim raczyła nas Michelle w Batmanie Tima Burtona. Ale Nolan zdążył nas już przyzwyczaić, że w jego filmach większy nacisk kładzie na charakter postaci, niż jej kostium.

Tom Hardy w roli Bane'a jest dokładnie taki jak w komiksie Knightfall z 1993 roku, w którym złoczyńca złamał człowieka nietoperza (dosłownie i w przenośni): mocny, brutalny i piekielnie inteligentny. Można odetchnąć spokojnie, dzięki niebiosom Nolan nie zrobił z Bane'a czystej wody debila, jakim uczynił tę postać Joel Schumacher w koszmarnym, niemal slapstickowym Batman & Robin z 1997 roku. Bane Nolana sieje zniszczenie, zamęt i strach. Nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty w tym filmie. A przy tym zręcznie unika komizmu, o który bardzo łatwo w przypadku szwarcharaktera, chcącego wprowadzić w życie diabelski plan unicestwienia całego miasta. Nie przeszkadza nawet jego przepuszczony przez przetwornik, nienaturalny głos, z którego śmieje się pół hejterskiego środowiska.

W filmie można dopatrzeć się pewnej dwubiegunowości, w której po jednej stronie są emocje, a po drugiej fabuła. W związku z czym zrozumiały jest podział widzów na dwa obozy. Pierwszy zasilają widzowie otwarci na głębokie, intensywne emocje. Drugi obóz - odbiorcy w sposób techniczny analizujący błędy fabularne. Jedni powiedzą: "Hmm, to było świetne i głębokie". Drudzy: "to było głupie i nie miało najmniejszego sensu". Trzeba przyznać, że logika nie zawsze ma tutaj sens, ale w filmach Nolana zawsze bardziej chodziło o emocje. W gruncie rzeczy, jeśli rdzeń filmu jest oparty na emocjach, to cała obudowa filmu złożona z efektownych, acz bezsensownych błędów logicznych schodzi na dalszy plan. Nie jest tak ważna jak w przypadku filmu, w którym to efekciarska obudowa jest rdzeniem. We współczesnym kinie superbohaterskim brakuje filmów, w których wydarzenia mają głębsze znaczenie, dlatego błędy fabularne są wybaczalne w pewnych rodzajach filmów, w których ten rdzeń w ogóle występuje, np. interesująca historia lub podłoże emocjonalne.

Dark Knight Rises nie jest więc filmem, w którym najważniejsza jest logika rozwiązań fabularnych. To jest film o tym jak pokonany i upokorzony Mroczny Rycerz podnosi się, pokonuje swoje ograniczenia, by na końcu odnieść zwycięstwo. Pięknie wieńczy też całą trylogię. W Batman Begins oglądamy małego Bruce'a, który wpada do studni pełnej nietoperzy i spogląda przerażony w niebo widoczne z jej dna. Wizja wydostania się z pułapki jest bardzo odległa, a strach jest wszechogarniający. Wiele lat później Bruce znów musi się zmierzyć z podobną sytuacją, by wydostać się z więzienia konstrukcyjnie podobnego właśnie do tamtej studni z dzieciństwa.

Dlaczego upadamy? - pyta Alfred małego Bruce'a Wayne'a w Batman Begins. - Abyśmy mogli lepiej nauczyć się podnosić - dopowiada po chwili.

Wspaniały sposób na spięcie klamrą całej tej opowieści.

8/10