Druga część zestawienia filmowego w lutym.
18 lutego
Albert Nobbs (2011) - 7/10 - Inteligentnie zrealizowane kino z drobiazgową konstrukcją postaci. Opowieść o kobiecie w przebraniu mężczyzny, która spędziła życie próbując wtopić się w tłum, pozostać niezauważoną. O kobiecie zaprzeczającej swej prawdziwej tożsamości - by przetrwać. Glenn Close idealnie pasuje do roli. Jej Alfred jest drobny, delikatny, wrażliwy, introwertyczny. Ponad wszystko jednak silny, znoszący wiele upokorzeń, bo wyobraża sobie, że na końcu tego tunelu musi być światło. Na twarzy aktorki wykonano gruntowną charakteryzację (do tego stopnia, że jest prawie nie do poznania), ale Close gra przede wszystkim oczami. Czuć w jej spojrzeniu smutek, ból, lęk, a także nadzieję. Spojrzenie pozostaje w naszych głowach jeszcze długo po seansie. Kapitalnie wypadają też postaci drugoplanowe, grane przez Janet McTeer oraz Mię Wasikowską. We współczesnym kinie mało jest okazji podziwiać na ekranie prawdziwych ludzi. Jeśli pasjami zwykliście delektować się aktorstwem na fantastycznym, doskonałym poziomie - sięgnijcie po ten film.
Wojownik - Warrior (2011) - 5/10 - Multinominowany do zeszłorocznych Oscarów "Fighter" potrafił wciągnąć nawet widza nie znoszącego banalnego tematu bokserskiego. "Warrior" nie idzie w te ślady. Z resztą, twórcy filmów o bokserach z gruntu skazani są na przewidywalność i powtarzalność. Nawet przed obejrzeniem "Wojownika" można bez pudła powiedzieć jak będzie. Niedoceniony, zapomniany bokser na którego nikt nie liczy dokonuje cudu i wygrywa ważną walkę. Najczęściej wygranie tej walki może zmienić życie jego i całej rodziny, więc stawka jest wysoka. Anglicy powiedzą: cliché. My powiemy raczej: banał (klisza?). Tak jest za KAŻDYM razem, gdy idzie o kino bokserskie. Różnice są w otoczce. Tym razem były żołnierz marine powraca do rodzinnego domu. Zabiegając o wsparcie ojca, byłego alkoholika i trenera, postanawia wziąć udział w turnieju MMA. Tymczasem jego brat ledwo wiąże koniec z końcem. Gdy zostaje zawieszony w pracy - powraca na amatorski ring, by zapewnić byt rodzinie. Pytanie się nasuwa samo - po co robić kolejne filmy o tej tematyce? Wiadomo, gdyby to był mój pierwszy boxing-movie, zachwyciłbym się historią. Ale w 1976 roku John G. Avildsen nakręcił Rocky'ego. Pamiętacie?
19 lutego
Hugo i jego wynalazek - Hugo (2011) - 6/10 - Film Scorsese jest wizualnie przepiękny. Szkoda, że reżyser zapomniał dodać do tego równie przekonującą historię. Hugo jest obrazem wzniosłym, zbyt jednak zachowawczym by być dobrą rodzinną rozrywką. Momentami zwyczajnie nuży. Nie do końca wiadomo też jaki był zamysł, bo rzecz wydaje się być zbyt dojrzała jak na kino dla dzieciaków i zbyt kreskówkowa jak na kino dla dorosłych. W jednej chwili widzimy fantazję, w której księżyc jest większy niż wieża Eiffla, a chwilę później sprawy nabierają realizmu - przedstawia się nam biografię jednego z pionierów kina. Wielkim plusem są fragmenty stuletnich filmów George'a Melies'a zaprezentowane w sposób, jakby były stworzone wczoraj. Internet zaś huczy od skrajnych ocen - albo dziesiątki albo jedynki. Żadnych piątek czy szóstek. Wygląda na to, że nie można przejść obok niego obojętnie.
24 lutego
Planeta Małp - Planet of the apes (2001) - 4/10 - Remake filmu, który nie potrzebował remake'u. Szczególnie boli, że nową wersję stworzył Tim Burton. To dowód, że facet jednak potrafi robić przeciętne filmy. Nie powiem "złe", bo rzecz ogląda się wprawdzie bezrefleksyjnie, ale znośnie. Postaci są papierowe a dialogi płytkie. Wiele rozwiązań jest naciąganych lub zwyczajnie wygodnych dla scenariusza. Np. dlaczego ktoś miałby wysyłać małpę do zbadania burzy energetycznej? Jeśli to takie interesujące, anormalne zjawisko, szalenie istotne z perspektywy prowadzonych badań, dlaczego nie wysłać człowieka? Szczególnie, że gdy małpa znika bez odpowiedzi, to w jej ślad, tak czy inaczej, zostaje wysłany Mark Wahlberg. Nie można było przewidzieć, że tak to się skończy? Wersja Tima Burtona w wielu miejscach znacznie odbiega od oryginału z 1968 roku. Brakuje też słynnej szokującej sceny zamykającej tamten film. Co na plus? Fantastyczna charakteryzacja.
25 lutego
Mój tydzień z Marilyn - My week with Marilyn (2011) - 7/10 - Zawiodą się ci, którzy oczekują po tym filmie skandali, ekscesów, demolowania hotelowych pokoi i ognistych scen miłosnych. Oglądamy tutaj Marilyn poza fleszami i przy zgaszonych światłach. Marilyn bardziej prywatną, wyciszoną, zmęczoną całym wykreowanym wokół niej szaleństwem. Twórcy prezentują różne punkty widzenia. Czy była bystrą, drapieżną kobietą mającą wpływ na odbiór jej postaci oraz odcinającą kupony? A może była smutną, uzależnioną od sławy ofiarą? Czy też zwyczajną dziewczyną poszukującą miłości i szczęścia, które zostały wykolejone przez jej status gwiazdy? Reżyser i scenarzysta przedstawiają wszystkie te interpretacje odmawiając udzielania odpowiedzi.
Bez reguł - Unthinkable (2010) - 6/10 - Samuel L. Jackson jest w swoim żywiole. Bije, krzyczy, przeklina, torturuje. W kieszeni ma swój ulubiony portfel z napisem "Bad Motherfucker". Właściwie dzięki jego występowi tak dobrze ogląda się ten film. I można nawet przymknąć oko na dziury w logice czy kpinę z widza (zagrożeniem są trzy bomby atomowe, które Yusuf Atta Mohamed skonstruował w domu!) oraz na litry poprawnie politycznej papki jaką twórcy wylewają nam na głowy podczas seansu. W gruncie rzeczy sugeruje się nam, że jedynym sposobem na uratowanie świata są brutalne tortury. A może zadziała prostszy sposób: "nie zabijajcie ich, to oni przestaną próbować zabić was"? Tak czy inaczej twórcy przedstawiają rząd USA w niekorzystnym świetle. Torturowanie ludzi budzi oczywiste kontrowersje bez względu ile istnień ludzkich dzięki temu można ocalić. Może dlatego "Unthinkable" nie miało zbyt spektakularnej promocji, mimo gwiazdorskiej obsady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz