Niedawno kolega mieszkający w Oxfordzie opowiadał o tym, jak muzycy Radiohead przechadzają się po ulicach tego wspaniałego miasta, bez konieczności krycia się z faktem iż są ikonami rocka lat '90. Nie ubierają ciemnych okularów i tajemniczych prochowców. Nie wybierają mniej uczęszczanych uliczek. Nikt ich nie zaczepia. Nikt nie histeryzuje i nie traci zmysłów na widok Thoma Yorka i całej reszty.
Może to zasługa tego, że Oxford to miasto posiadające najstarszy uniwersytet w krajach anglojęzycznych i to zobowiązuje? Dlatego zamiłowanie dla nauki zdecydowanie wypiera zamiłowanie dla rozrywki popularnej. Ludzie chodzą ulicami z nosami w książkach i dlatego nie widzą chłopaków? A może to po prostu kwestia innej kultury? W krajach bardziej rozwiniętych niż Polska nikogo nie paca widok gwiazdy (nawet tej międzynarodowej)? U nas wprawdzie wiele się zmieniło, sztuka jest już szeroko dostępna, ale ludzie są nadal wygłodniali wielkich nazwisk. Może tam jest po prostu menisk wypukły. Nasycenie. Niemniej ja (mieszkając w kraju gorzej rozwiniętym) chciałem całować kolegę w stopy, które stąpały po bruku udeptanym przez Thoma, Eda, Jonny'ego, Colina i Phila.
Opowieść kolegi przypomniała mi o koncercie Radiohead w którym miałem okazję uczestniczyć. To był wówczas wielki krok ku uzupełnieniu mojej koncertowej bucket list. Zagrali 25 sierpnia 2009 w poznańskim parku Cytadela. Było nas 30 tysięcy. To był ich drugi występ w Polsce - po raz pierwszy wystąpili u nas w 1994 r. w Sopocie, kiedy kompletnie nikt ich nie znał.
Wiele lat czekania bo 15. Bardzo ważny koncert. Jeden z tych najważniejszych. Jeden z koncertów życia. Zagrali wszystko co sobie zamarzyłem, może z wyjątkiem "Fake plastic trees". Ponad 2 godziny. Odrobili z nawiązką nieobecność. No i ten długo nie grany na koncertach "Creep". I dreszcze. Dużo dreszczy. Te najintensywniejsze? "Street spirit", "Paranoid android", "All I need", "Karma police", Everyting is in its right place". Później jeszcze na któryś bis "Lucky", na które już nawet nie liczyłem. I hipnotyzujące "Idioteque". Moja koleżanka z Kijowa powiedziała, że widziała ich w Belgii jakiś czas wcześniej i było bardzo smutno. Ale w poznańskim koncercie było dużo radości, dużo słońca. Było jakoś zupełnie inaczej niż zwykle.
To nieprawdopodobny opis koncertu najsmutniejszego zespołu świata :)
"Przyjedziemy do Polski jak nauczycie się organizować koncerty" - powiedział po występie w Sopocie w 94 roku Thom Yorke. I chyba nauczyliśmy się:) Prawda? Widziałem to na jego twarzy, kiedy kamera pokazała zbliżenie na telebimie. Był zadowolony. Widziałem że się nauczyliśmy. I jakże wspaniale. Bo może na następną ich wizytę nie trzeba będzie tyle czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz